Kratery meteorytowe znajdują się również na terenie Polski. W zachodniej części naszego kraju, niedaleko od Poznania leży wieś Morasko. Jest ona znana w kręgach naukowych z tego, że w jej okolicy znaleziono wiele brył meteorytowych. Największa z nich była zaryta mniej więcej na głębokość pół metra i ważyła 78 kilogramów. Ogółem zaś w pobliżu Moraska znaleziono około 291 kilogramów materii meteorytowej, co dawało podstawę do przypuszczenia, iż w czasach przedhistorycznych spadł na tym obszarze obfity deszcz meteorytów. Świadczą o tym także znajdujące się tam jeziorka o średnicy od 15 do 100 metrów, które już w roku 1957 znany badacz meteorytów Jerzy Pokrzywnicki podejrzewał o kosmiczne pochodzenie. Wobec braku na to konkretnego dowodu geomorfolodzy uważali je za ślady działalności lodowca. Ten mylny pogląd obaliły dopiero wnikliwe badania przeprowadzone w roku 1970 przez polskich i radzieckich uczonych. Przede wszystkim wykazały one, iż rzekome oczka polodowcowe uformowały się około 5000-5500 lat temu, czyli już po ustąpieniu lodowca. Przemawiało to za ich meteorytowym pochodzeniem, co ostatecznie potwierdziły badania występującego w okolicy Moraska pyłu meteorytowego. Wprawdzie jest on obecny na całej powierzchni globu ziemskiego, ale w pobliżu kraterów meteorytowych znaleźć go można znacznie więcej. H Pył meteorytowy odgrywa przypuszczalnie ważną rolę w kształtowaniu pogody na Ziemi. W roku 1953 radioastronom australijski Edward G. Bowen wystąpił z hipotezą, że ma on duży wpływ na opady atmosferyczne.

Zobacz też..

Gdy kometa zbliży się do Słońca na odpowiednią odległość i staje się dostępna dla obserwacji, jądro otacza już całkowicie atmosfera powstała z umykających z niego cząstek pyłu i gazu. Pamiętamy, że jądro komety ma tylko kilka do kilkunastu kilometrów średnicy, grubość zaś zakrywającej go atmosfery wynosi dziesiątki tysięcy kilometrów, a otoczki wodorowej – aż miliony kilometrów. Gdyby więc nawet można je było wtedy obserwować, to i tak w największych teleskopach byłoby punktowym obiektem. Cała zatem nadzieja w sondach kosmicznych, za pomocą których osiągnięto epokowy postęp w badaniu przyrody naszego Księżyca, bliższych i dalszych planet oraz ich satelitów. Mogą one przecież z powodzeniem zbliżyć się także do jąder kometarnych i z bliska je badać. Ale dlaczego dotąd takiego eksperymentu nie przeprowadzono? Niestety, na przeszkodzie stanęły różne problemy natury technicznej, które są bardziej złożone niż w przypadku wypraw do dalekich planet. Lot z Ziemi do tej czy innej planety jest w zasadzie przejściem z jednej orbity okołosłonecznej na drugą orbitę; obie leżą mniej więcej w tej samej płaszczyźnie. W każdym synodycznym obiegu17 istnieje dostatecznie długi okres, w którym taki przelot może się odbyć po najbardziej optymalnej trajektorii, przy minimalnym zużyciu paliwa. Niekiedy można nawet wykorzystać wpływ grawitacyjny jednej planety, by beznapędowo przeprowadzić lot w kierunku następnej. Przy użyciu silnika rakietowego można wreszcie wyhamować ruch sondy, by – wykorzystując przyciąganie grawitacyjne docelowej planety – przejść na jej obiegową orbitę lub też lądować na niej.