Od czasu do czasu pojawia się kometa, w której głowie nie widać zagęszczenia środkowego, a zatem – zgodnie z powyższym poglądem – w ogóle nie powinna mieć jądra. A tymczasem wszelkie wnioski na ten temat są przedwczesne. Przez wielkie nawet teleskopy w sprzyjających warunkach można rozróżnić na niebie obiekty o rozmiarach nie mniejszych niż 2 sekundy kątowe, pod takim zaś kątem z odległości 0,5 jednostki astronomicznej widzielibyśmy kulę o średnicy 80 kilometrów, a więc nie byłaby ona znowu taka mała. Już to samo dowodzi, że jądra kometarne muszą mieć mniejsze rozmiary, bo w przeciwnym razie byłyby dostępne obserwacjom. Są one nie tylko małe, ale mają też niewielkie masy, na co już dawno zwrócono uwagę w oparciu o prawa mechaniki nieba. Stwierdzono bowiem, iż kometa Lexella z roku 1770 zbliżyła się do Ziemi na niewielką odległość, a mimo to nie dostrzeżono najmniejszych zmian w okresie obiegu naszej planety. Na tej podstawie astronom francuski Piotr Laplace doszedł do wniosku, że jej masa musiała być mniejsza niż 0,0002 masy globu ziemskiego, czyli że wynosiłaby najwyżej 1 trylion ton. Ocena ta była oczywiście mocno zawyżona, gdyż taką masę miałaby kamienna kula o średnicy 100 kilometrów.
Zobacz też..
Orbity poszczególnych planet są względem siebie nachylone pod pewnymi kątami i chociaż faktycznie te kąty są bardzo małe, to jednak w konsekwencji tych niewielkich nachyleń obserwujemy na niebie ciekawe zjawiska. Ale żeby je lepiej zrozumieć, musimy opuścić Gwiazdę Polarną i wrócić na Ziemię, która wraz z nami porusza się we wspólnej dla wszystkich planet płaszczyźnie. Obserwując więc przez jakiś czas niebo możemy przekonać się, że zarówno one, jak i Słońce przesuwają się wzdłuż koła, zwanego ekliptyką. Koło to przechodzi przez dwanaście znanych gwiazdozbiorów, z których większość nosi nazwy zwierząt i dlatego zwiemy je zwierzyńcowymi. Ponieważ jednak orbity planet są nieco nachylone względem ziemskiej orbity, planety znajdują się niekiedy nie na ekliptyce, lecz nad lub pod nią. W każdym razie zawsze je można znaleźć w leżącym po obu jej stronach wąskim pasie, zwanym pasem zwierzyńcowym lub zodiakiem. Z powyższych rozważań jednoznacznie zatem wynika, że model układu planetarnego Słońca wcale nie musi mieć trzech wymiarów. Z powodzeniem można go przedstawić na kartce papieru, na której wykreślamy drogi wszystkich planet. Musimy jednak podzielić je na dwie grupy, ponieważ orbity planet poruszających się na zewnątrz ziemskiej orbity są tak rozległe, że gdybyśmy chcieli je przedstawić w takiej samej skali, jak orbity planet wewnętrznych, musielibyśmy użyć dość dużego arkusza papieru.
Najbardziej na stronie podobają mi się zdjęcia.
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.